31.12.2012

3. „I'm tired of being what you want me to be.”



Caroline nie mogła zasnąć, przepłakała prawie całą noc. Stwarzała pozory wytrzymałej, odpornej osoby, lecz wewnątrz była cała w rozsypce. Nie umiała sobie poradzić ze wszystkimi niespodziankami od losu, które zaskakiwały ją na każdym kroku. Mimo obecności wielu osób w jej życiu czuła się samotna, niezrozumiana przez innych. Potrzebowała kogoś bliskiego, kogoś komu mogłaby się zwierzyć i osoba ta doskonale zrozumiałby jej sytuację, powiedziała co zrobić, by sobie poradzić.
Mimo że po przemianie jej charakter uległ zmianie, to kontakt z matką nadal był dość oziębły. Nie umiały znaleźć nici porozumienia. Ojciec, który był jej bardzo bliski, znienawidził ją po przemianie, a następnie zmarł. Dziewczyna często czuła się jakby nie miała rodziców, w najgorszych chwilach brakowało jej wsparcia, dobrej rady od osoby starszej i doświadczonej.
Z Bonnie i Eleną także nie była w takich dobrych stosunkach jak kiedyś. Dziewczyny starały się, ale nie do końca umiały zrozumieć jej nową naturę, naturę wampira. Caroline przestała w pewnym momencie opowiadać im o swoich problemach, bo i tak nie były w stanie tego zrozumieć i w jakikolwiek sposób pomóc. Dziewczyna stwierdziła, że nie miało by to sensu, by obarczać je swoimi sprawami, tym bardziej, że ostatnio każda z nich borykała się z dość dużą ich ilością.
Jednak największy ból sprawiało jej to co działo się z Tylerem. Zmienił się i to bardzo. Stał się zawistny, nerwowy i bardzo kłótliwy, a wszystko od czasu gdy uwolnił hybrydy.
Kiedy te negatywne cechy były skierowane na osobę Klausa, dziewczyna umiała to jeszcze zrozumieć, nawet zgadzała się z nim i popierała jego postępowanie. Jednak od pewnego czasu, nie umiała się z tym pogodzić. Wobec hybryd, które traktowały go jak wybawcę, bohatera zaczął być bezwzględny, traktował ich jak służących, a oni nie zrobili przecież nic złego. Byli mu tylko wdzięczni za uwolnienie i pragnęli jego pomocy.
Gdy zaczęła mu wypominać jego zachowanie względem pobratymców, chłopak również w stosunku do niej zaczął się inaczej zachowywać. Momentami stawał się oziębły i nieczuły, a po ostatniej kłótni nawet agresywny. Nadal czuła jego zaciśnięte dłonie na jej ramionach, wściekły wzrok i ból jaki odczuwała. Mimo że go kochała, to zaczynał ją przerażać, musiała coś zrobić, zareagować. Nie mogła tylko czekać i pozwalać mu na kontynuację tej tyrani, musiała się sprzeciwić.
Leżąc na łóżku nieustannie spoglądała na ekran telefonu i wyświetlający się na nim komunikat „Tyler dzwoni”. Nie chciała na razie z nim rozmawiać, bała się, musiała sobie wszystko na spokojnie ułożyć i zaplanować co zrobi.


***

-Pomogę Ci, lecz nawet nie próbuj myśleć o wykorzystaniu mnie – powiedziała stanowczo wiedźma, obserwując reakcję pierwotnej. - Mam po swojej stronie duchy wszystkich czarownic i wiedz, że nie uda Ci się to. Konsekwencje oszustwa będą dla was wszystkich tragiczne. Jest wiele osób, które chcą się go pozbyć, ale ciebie i innych również, dlatego nie radzę ryzykować.
-Rozumiem - powiedziała z pełną powagą kobieta -  chcę tylko odpłacić mu się za wszystko co zrobił mi i moim braciom. Za długo nie poniósł kary za swoje czyny, nadszedł czas, by poczuł to co my przeżywamy za każdym razem gdy nas dopada. Jednak sama nie jestem w stanie tego dokonać, dlatego proszę Cię byś powiedziała mi gdzie są ukryte ciała moich braci, potrzebuję ich.
Czarownica jeszcze spojrzała na nią uważnie i zaczęła wymawiać zaklęcie nad misą znajdującą się na stole przed nimi. Wszystkie świece w pomieszczeniu zapłonęły, a ciesz będąca  w naczyniu zaczęła układać się w napis. To co Rebekah ujrzała powiedziało jej wszystko co chciała wiedzieć.

***

-Gdzie znów się szykujesz Nik? - zapytała Rebekah, patrząc na brata stojącego przed lustrem i poprawiającego koszulę.
-Dzisiaj urodziny naszej drogiej Eleny, trzeba to uczcić. - odpowiedział z ironią i udawanym szczęściem – Dziwi mnie fakt, że ty nie wybierasz się na przyjęcie, nigdy nie opuszczasz okazji do zabawy – spojrzał na nią podejrzliwie.
-Nie mam ochoty patrzeć na Salvatorów i resztę tych przygłupich dzieciaków. Znudziło mi się to. - powiedziała przeglądając regał z książkami - Ty zapewne idziesz popatrzeć na Caroline, czyż nie? - mówiąc to odwróciła się w jego stronę z wrednym uśmiechem na ustach.
-Chyba już mówiłem, że to nie twoja sprawa po co i gdzie idę. - mówiąc to podniósł ton swojego głosu i spojrzał ostro na siostrę. - Ale by wyprowadzić Cię z błędu powiem, iż planuję dziś uatrakcyjnić trochę imprezę naszych przyjaciół. - powiedział zadowolony sam z siebie - Zapewne nie zapomną jej przez długi czas, a przede wszystkim Tyler. Jesteś pewna, że nie chcesz iść? - Spojrzał po raz ostatni w lustro i odwrócił się w stronę dziewczyny.
-Nie dzięki. Wolę posiedzieć tutaj i coś poczytać, niż patrzeć na te ich wszystkie twarze i słuchać jakie to wielkie mają problemy i jakie ciężkie jest ich życie. - rozsiadła się wygodnie w fotelu i zaczęła czytać. - Miłej zabawy i pozdrów Caroline! – powiedziała z ironią, gdy Klaus zamykał już za sobą drzwi.

Gdy pierwotny był w wystarczającej odległości od domu, by nie mógł jej usłyszeć, szybko ubrała się i wyszła. Wsiadła do samochodu i udała się do jaskiń niedaleko Mystic Falls. Będąc na miejscu szybko udała się w miejsce, które podała jej wiedźma i znalazła tam dwie drewniane trumny. Podeszła do nich powoli i delikatnie otworzyła. W jednej leżał zasztyletowany Kol, a w drugiej Elijah. Dziewczyna uśmiechnęła się do nich i wyjęła delikatnie ostrza z ciał braci. Następnie usiadła pod ścianą, czekając na ich przebudzenie.
- Pobudka chłopcy, czas dać komuś nauczkę. - Powiedziała szeptem i uśmiechnęła się przebiegle w stronę spoczywających bracia.



Dzisiaj niestety dość krótko i zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą być zawiedzeni, ale gwarantuję, że następny będzie dłuższy i wydaje mi się, że ciekawszy ;) Jego znaczna część jest już napisana i mam nadzieję, że za kilka dni się pojawi.

A teraz chciałabym wam wszystkim życzyć świetnej zabawy dzisiejszego wieczora i wyjątkowych wspomnień. Mam nadzieję, że każdy spędzi tegorocznego sylwestra w sposób jaki sobie zaplanował i będzie to udana noc. No i oczywiście Szczęśliwego Nowego Roku  ;*

29.12.2012

2. „Nobody said it was easy”


- Tyler, znów to zrobiłeś, nie pamiętasz, że coś mi obiecałeś ostatnim razem? Naprawdę proszę cię, zakończ to, nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje. – Caroline miała serdecznie dosyć zachowania chłopaka.
- Przecież to nic takiego, poprosiłem tylko Marca, by spytał się w moim imieniu Stefana o plany na urodziny Eleny. Caroline ja naprawdę nie mam teraz czasu na takie rzeczy. Muszę szybko dopracować plan... – nie zdążył dokończyć, bo dziewczyna przerwała mu w połowie zdania.
- Plan zabicia Klausa, tak wiem. Mówiłeś mi już o tym setki razy i rozumiem, że jest to dla ciebie ważne i wszyscy chcemy ci z tym pomóc, ale nie zapominaj też o innych sprawach. Naprawdę miałam nadzieję, że przyłączysz się do organizacji imprezy. Myślałam, że pozwoli to nam na zapomnienie o tym całym zamieszaniu wokół nas chociaż na chwilę. - Caroline podeszła bliżej chłopaka i spojrzała mu w oczy - Chciałam, żebyśmy spędzili ten czas wszyscy razem. Nie pamiętam kiedy ostatnio robiliśmy coś wspólnie, oczywiście chodzi mi o coś, co nie ma nic wspólnego z wampirami, hybrydami i tym wszystkim.
- Caroline, ale zrozum, nie możemy pozwolić sobie teraz na zabawę i inne pierdoły! - chłopak podniósł lekko ton głosu i chwycił ją za ramiona - Nie rozumiesz co on zrobił? Przez Klausa każdy z nas cierpiał, Klaus zabił każdemu z nas kogoś bliskiego! Musimy go zniszczyć, raz na zawsze! Potem będzie czas na zabawę.
- Tyler, ciągle słyszę z twoich ust tylko Klaus, Klaus i Klaus! - dziewczyna również zaczęła podnosić ton głosu – Całe swoje życie mu podporządkowałeś, nawet jak nie jesteś już z nim związany to twoje myśli skupiają się tylko na jego osobie! Nawet nie widzisz jak się zmieniasz, jak zachowujesz. - Chłopak zdenerwowany reakcją Caroline, chwycił ją mocniej - I puść mnie natychmiast, to boli! Nie mam ochoty już dłużej z tobą rozmawiać! - dziewczyna wyrwała się z jego uścisku i wyszła ze łzami w oczach.

***

Caroline weszła do Grilla i na chwilę się zatrzymała, by odszukać przyjaciółki, z którymi była umówiona. Natychmiast usłyszała śmiech Eleny i zaczęła iść w stronę stolika przy, którym siedziała razem z Bonnie.
Hej Caroline, spóźniłaś się – zaczęła Elena, gdy blondynka odsunęła krzesło, by usiąść razem z nimi. - Coś się stało? Nigdy Ci się to nie zdarza. - mówiąc to dziewczyny spojrzały na twarz przyjaciółki starając się coś z niej odczytać. Brakowało im na jej twarzy uśmiechu, który był prawie zawsze na niej obecny, a oczy byłe lekko podpuchnięte. Doszły do wniosku, że niedawno płakała.
- Tyler – jedno słowo wystarczyło, by domyśliły się co się stało. Bonnie położyła dłoń na jej ramieniu i spojrzała ze współczuciem, natomiast Elena uśmiechnęła się pocieszająco.
- O co znów się pokłóciliście? - zapytała Bonnie. Ostatnio coraz częściej im się to zdarzało. Dziewczyny zdawały sobie sprawę, że coś dziwnego działo się z Tylerem i chciały w jakiś sposób pomóc Caroline, lecz nie wiedziały jak, gdyż ona nie była chętna do zwierzeń.
- Nieważne, może zajmiemy się planowaniem imprezy? - Blondynka szybko zmieniła temat i zaczęła mówić z udawanym entuzjazmem o swoich pomysłach. Chciała zapomnieć o tym co się działo obecnie w jej życiu, zająć swoje myśli czymś innym. - Myślałam, że moglibyśmy urządzić wszystko tutaj. Sprzęt grający jest na miejscu, bar z napojami i jedzenie też. Musiałybyśmy tylko przystroić trochę tą salę. Co sądzicie o czerwonym jako kolorze wiodącym? - zapytała i spojrzała na towarzyszki, które lekko zmieszane jej nagłą zmianą nastroju tylko przytaknęły i dalej słuchały jej słów.

Po około godzinie miały mniej więcej wszystko rozplanowane. Przydzieliły każdemu coś do zrobienia i postanowiły rozejść się do domów. Caroline została, by zapłacić za ich napoje i załatwić sprawę wynajęcia lokalu na imprezę. Usiadła przy barze i poprosiła barmana, by zawołał właściciela.
Witaj Caroline – słysząc te słowa, charakterystyczny akcent, doskonale wiedziała kto się do niej zwracał i nie miała najmniejszej ochoty odpowiadać. Udawała, że nie słyszy i rozglądała się dookoła. - Chyba ktoś jest dzisiaj nie w humorze, czyżby jakieś problemy z ukochanym?
- Daj sobie spokój, naprawdę – powiedziała spoglądając na niego beznamiętnie. On widząc jej reakcję, upór i powagę tylko się szeroko uśmiechnął. Uwielbiał ją gdy się złościła.
- Co cię tak cieszy? Jesteś zadowolony, że wszystko udaje Ci się zniszczyć? Bo najwyraźniej o to ci chodziło. - Patrząc na jego twarz, Caroline nie miała siły udawać. Poczuła, że w jej oczach pojawiają się łzy, szybko się odwróciła i przetarła oczy rękawem, by jak najszybciej się ich pozbyć. Nie chciała pokazywać przed nim, że jest słaba, że nie radzi sobie z tym wszystkim. To było dla niej zdecydowanie za dużo.
Wzięła swoją torebkę i szybko wyszła, odwracając się jeszcze w drzwiach w jego stronę. On również spoglądał na nią, na jego twarzy nie było już uśmiech, lecz powaga, współczucie i zamyślenie.
Klaus nigdy nie chciał zobaczyć w jej pięknych, niebieskich oczach łez. Pragnął widzieć na jej twarzy niesamowity, szeroki uśmiech, który tak często prezentowała. Zawsze ją podziwiał, w chwili gdy ją poznał wywarła na nim duże wrażenie. Pewna siebie, zdecydowana, zabawna i piękna. Była też dość twarda, wytrzymała, lecz mimo wszystko jej wytrzymałości miała granice, które niedawno zostały przekroczone.
Domyślił się, że jej łzy są spowodowane między innymi przez Tyler. Od zawsze uważał, że on na nią nie zasługuje, nie traktuje w sposób w jaki powinien, a mimo to ona go kochała, podobno. Klaus nie umiał tego zrozumieć, co ona w nim widziała?

***
- Jak to go zgubiliście?! Czy to naprawdę jest takie trudne, ponad wasze siły?! Przecież kazałem wam tylko obserwować go, śledzić ruchy, decyzje, a wy po prostu go zgubiliście?! - Tyler miał dość nieporadności, jaka pojawiała się w pracy hybryd.
- Wybacz nam, ale to była chwila. Usłyszeliśmy hałas, na chwilę się odwróciliśmy a jego już nie było – mówił z pokorą Caleb. Spojrzał na swojego towarzysza Zack'a, który cały czas stał ze schyloną głową. Bali się reakcji Tylera, bali się jego gniewu spowodowanego ich zaniedbaniem. Naprawdę nie chcieli go rozczarować, przecież tyle mu zawdzięczali.
Tyler już miał kontynuować, gdy usłyszał otwierane drzwi i zauważył wbiegającą do domu Monicę.
- Klaus! - krzyknęła od progu. - Zabił Erica i Marcusa! - po tych słowach upadła nieprzytomna, a z jej ręki wypadł list zaadresowany do Tylera. Caleb i Zack szybko podbiegli to kobiety, podnieśli i położyli na kanapę.
Tyler szybko podniósł i otworzył kopertę, a następnie przeczytał list.


To dopiero ostrzeżenie. Radzę Ci się uszykować na gorsze.
I niech te twoje mieszańce dadzą mi spokój i tak nie jesteście wstanie nic mi zrobić.”
                  
                                                                   Klaus

Czytając te słowa i patrząc na nieprzytomną dziewczynę gniew Tylera spotęgował się jeszcze bardziej, jego chęć zemsty zawładnęła jego umysłem. Chciał się odpłacić za odebrany czas i życie, kiedy był poddany Klausowi. Musiał go zranić, sprawić by go zabolało, poczuł ból, musiał.



Dzięki bardzo za komentarze, a szczególnie dziękuję Ines Mycha za rady, naprawdę bardzo pomocne, mam nadzieję, że pamiętałam o nich pisząc ten rozdział ;)
Mam nadzieję, że ten rozdział też wam przypadnie do gustu ;)

28.12.2012

1. „A white blank page and a swelling rage”



Nie rozumiał, jak udało się Tyler'owi tego dokonać. Jak sprawił, że wszystkie hybrydy zerwały więź będącą między nimi. Klaus nie umiał pogodzić się z myślą, że przeoczył taką możliwość, jak mógł popełnić taki błąd? Wszystkie jego starania, trudy, cierpienia, które przechodził przez lata, by utworzyć swoją własną, idealną armię, właśnie poszły na marne. Znów był sam, skazany tylko na siebie.
Jego gniew, chyba jeszcze nigdy nie osiągnął takiego poziomu jak w chwili obecnej. Pragnął zemsty teraz, w tym momencie. Znajdował się na środku ogromnego, przestronnego salonu. Co chwilę podnosił kolejne meble i z krzykiem, rzucał nimi o ścianę, a te rozpadały się na kawałki.
- Nik, mógłbyś przestać demolować ten dom, naprawdę podobał mi się ten wystrój – w momencie gdy pierwotny brał do ręki kolejny z foteli do pokoju weszła spokojnym krokiem Rebekah. W odpowiedzi na swoje słowa usłyszała dźwięk łamanego drewna na wielkiej jasnej ścianie. - Mówię poważnie, trochę czasu zajęło mi urządzenie tego pokoju, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę ile sklepów przeszukałam by znaleźć te idealne fotele? - dziewczyna kontynuowała z pełnym spokojem, patrząc jak jej brat powoli odwraca się w jej stronę i wybucha.
- Czy mogła byś się łaskawie zamknąć i wyjść! - Klaus nie panował nad sobą, nie umiał opanować gniewu jaki go ogarniał. Pragnął, by wszyscy dali mu w tej chwili święty spokój.
- Przyniosłam coś dla ciebie – mówiąc to przyciągnęła do siebie młodą kobietę, która z przerażeniem na twarzy patrzyła prosto w oczy wampira. - Może najpierw się trochę uspokoisz, coś zjesz, a potem zastanowisz się nad swoją wielką zemstą – powiedziała z ironią. Od początku była przeciwna tworzeniu hybryd. Była jego prawdziwą siostrą, zależało jej na nim mimo wszystkiego co zrobił, lecz on wolał zniewolonych mieszańców. Bolało ją to i to bardzo, kiedyś uważała, że Nik jest najlepszym bratem ze wszystkich, nigdy jej nie opuści, jednak w ostatnim czasie coraz częściej doświadczała tego, jak bardzo się myliła, traciła powoli wiarę w niego. - Naprawdę lepiej wszystko zaplanuj, przemyśl na spokojnie. Twoje sługusy z Tylerem na czele mają po swojej stronie braci Salvatore, nie lekceważ ich. - Rebekah popchnęła w stronę mężczyzny młodą dziewczynę, a ten natychmiast wbił się swoimi, białymi kłami w jej szyję.

***

- Tyler co znów kazałeś mu zrobić? - Caroline była wściekła z powodu zachowania swojego chłopaka. Od czasu kiedy uwolnił wszystkie hybrydy stał się ich przywódcą, ich samcem alfa, a to nie wróżyło nic dobrego.
- A co takiego zrobiłem według ciebie?! - Tyler również był zdenerwowany. Miał dość tonu jakim zwracała się do niego Caroline przez ostatnie dni. Nie wiedział co ją napadło, cięgle miała do niego o coś pretensje.
- Jeszcze się pytasz? Ciągle się nimi wysługujesz. Ty idź zrobić to, ty tamto, a oni jak małe dzieci przytakują na każde twoje słowo. Zaczynasz traktować ich tak samo, jak traktował ich Klaus, a może nawet gorzej. On przynajmniej nie udawał, że uważa ich za przyjaciół. - spokojnie spojrzała mu w oczu - Proszę cię,  zakończ to, oni mieli być wolni, zacząć swoje własne życia, a nadal tu tkwią, czekając na każde twoje słowo, rozkaz. To nie jest wolność,  na jaką zasługują.
- Caroline nie przesadzaj dobrze? To była tylko mała prośba, nic wielkiego. Jeśli chcesz mogę to sam załatwić. - podszedł i objął ją, patrząc w oczy – A poza tym wiesz, że oni mnie teraz potrzebują, muszę pomóc im zniszczyć Klausa, potrzebują kogoś kto ich poprowadzi. Po jego śmierci to wszystko się skończy, oni odejdą i będzie jak dawniej, obiecuję.
- Na pewno? - popatrzyła na niego przez chwilę, a chłopak przytaknął – Nawet nie wiesz jak tęsknie za normalnością, nudnymi dniami, spokojem - mówiąc to wtuliła się w niego – ale obiecaj, że następnym razem zrobisz to sam i nie będziesz wysyłał żadnej z hybryd, żeby cię wyręczyła, dobrze? To nie jest wobec nich w porządku.
- Oczywiście – powiedział, lekko się śmiejąc i pocałował ją delikatnie w usta – a tak w sprawie tej normalności za którą tęsknisz, może zajmiesz się imprezą urodzinową Eleny, słyszałem, że dziewczynom przydała by się pomoc.
- Przez to całe zamieszanie prawie zapomniałam o jej urodzinach! Ona by mnie chyba zabiła. - Caroline szybko skierowała się w stronę łóżka ciągnąc za sobą Tylera, by usiadł koło niej i biorąc do ręki komputer. - Mamy mało czasu, musimy wszystko dobrze zaplanować. Wiesz może co dziewczyny już zrobiły? - Caroline mówiła z taką prędkością i zapałem, że Tyler nie nadążał odpowiadać na jej pytania, siedział obok i się śmiał. Uwielbiał widzieć ją czymś pochłoniętą, zafascynowaną, a urządzanie imprez to na pewno był jej żywioł, jednak on nie był fanem tego typu zajęć. Wolał przychodzić już na gotowe i dobrze się bawić. - Tyler, ja tu potrzebują twojej pomocy, a ty się śmiesz? To nie jest wcale śmieszne! - widząc jak chłopak wybucha śmiechem, sama zaczęła się śmiać – Dobra, dam sobie rade sama, bo widzę, że nie będę miała z ciebie pożytku. - mówiła, dusząc w sobie śmiech. Zdawała sobie sprawę, że gdy chodziło o organizację czegoś, ona była niezastąpiona i wielu śmieszył jej zapał do tej pracy, ale ona to uwielbiała. - Najlepiej idź się dowiedzieć, czy Stefan z Damonem też coś planowali i daj mi znać, a ja dogadam się z dziewczynami.
- Bardzo chętnie – odpowiedział, wstając i całując ją na pożegnanie – tylko nie zapomnij oddychać – mówił ze śmiechem, a Caroline rzuciła w niego poduszką, natomiast drugą ręką wybierała już numer Bonnie, by dowiedzieć się na czym stoją i co trzeba jeszcze dopracować.

Zaraz po wyjściu od swojej dziewczyny, Tyler ruszył w stronę swojego domu, gdzie obecnie przebywały wszystkie hybrydy. Gdy wchodził, koło drzwi czekał już na niego Eric, któremu wcześniej zlecił  przyglądanie się Klausowi. Musieli mieć go na oku przez cały czas, poznać jego słabe strony.
-Masz coś nowego? - powiedział od progu chłopak.
-Wkurzył się i to poważnie, ale siostrzyczka go trochę uspokoiła. W każdym razie nie wyszedł jeszcze z domu, siedzi w środku i robi demolkę. Niestety Rebekah przyprowadziła kilka osób, które już raczej nie wyjdą. Obawiam się, że jak wyjdzie z domu to nie będzie miał zahamowań. To będzie rzeź, jeszcze tak zdenerwowanego go nie widziałem.
-Świetnie, nie panuje nad sobą, nie myśli racjonalnie. Musimy to wykorzystać, zaskoczyć go. Jest wyprowadzony z równowagi, nie będzie trudno go pokonać. Poczekamy aż wyjdzie, trochę poszaleje i wtedy będzie idealny moment na atak, jego czujność będzie uśpiona. Pomyśli, że się go boimy.
-A co z ludźmi? Może powinniśmy zrobić to teraz? Powinniśmy uniknąć ofiar, już wystarczająca ilość osób straciła życie. - Eric przerwał Tylerowi, co mu się najwyraźniej nie spodobało.
-Gdybyśmy teraz zaatakowali, nie udało by nam się go pokonać! - Tyler zaczął mówić podniesionym głosem, napinając mięśnie w swoim ciele - Potrzebujemy planu, planu idealnego! Będziemy mieć tylko jedną szansę i nie zamierzam jej zmarnować z powodu kilku obcych osób! Jestem w stanie poświęcić kilka osób, by usunąć Klausa, zabijając go zapewne uratujemy dziesiątki następnych, którzy byli by jego ofiarami w przyszłości no chyba, że uważasz inaczej? - spojrzał na chłopaka z zaciśniętą szczęką. Eric natomiast tylko przytaknął i schylił głowę w dół, nie mógł mieć innego zdania niż Tyler, on wiedział co robi, on pomoże mu i innym zakończyć ten rozdział w ich życiu, tragiczny rozdział tworzony przez Klausa.

No to byłby pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba i jeśli ktoś czyta to zostawi komentarz, nawet negatywny, bo każda motywacja jest dobra ;)

Notki będę starała się pisać mniej więcej takiej długości jak ta lub dłuższe, a wątek Klausa  i Caroline będzie obecny już w następnym rozdziale, bo pewnie na to najbardziej czekacie ;p

27.12.2012

Prolog

Hej wszystkim ;)
Daje wam na pożarcie prolog, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ;)


Nie miał nikogo, wszystko mu odebrano. 
Uznał, że na świecie nie ma prawdziwej miłości, bezinteresowności, dobra, czy pomocy, a liczyć można tylko na siebie. Szczęśliwym można być tylko wtedy, gdy posiada się władzę, gdy inni cię słuchają, boją się ciebie. Udało mu się to. Stał się najpotężniejszym stworzeniem na świecie. Uważał, że jest nieśmiertelny, nic nie może go pokonać. Stworzył swoją własną „rodzinę” - hybrydy. Myślał, że dzięki ich przymusowemu oddaniu, poświęceniu zagłuszy ból, skrywany od dawna w najgłębszych częściach swojego umysłu. Niestety cierpienie, spowodowany samotnością, odrzuceniem nadal było obecne w jego życiu. Jego męki nie kończyły się. Ukrywał to najgłębiej jak mógł, nie chciał okazać słabości, nie mógł. Inni czekali na jego najmniejsze potknięcie, okazanie słabości, a to zdecydowanie było jego największą słabością. Nagle, po latach cierpień pojawiła się ona. Dzięki niej doświadczył rzeczy, w które nigdy nie wierzył. Pokazała mu czym jest dobro, troska, miłość. Choć przez chwilę, był szczęśliwy, nie czuł wiecznie nękającego go bólu. Niestety nie mogło to trwać wiecznie. 


Znów nie miał nikogo, znów wszystko mu odebrano.

Tak na początek ;)

Hej wszystkim ;)
Po dość długiej przerwie (prawie dwa lata) wracam do pisania fanfiction. Niestety przy poprzednich opowiadaniach traciłam chęci i wenę i nie byłam w stanie ich dokończyć. Z perspektywy czasu także widzę jakie błędy popełniłam biorąc się wtedy za ich pisanie. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się ich uniknąć. W głowie mam zarys całej historii, jak chciałabym pokierować losami bohaterów, co powinnam uwzględnić, o czym nie zapominać.
Głównym tematem będą losy Klausa i Caroline, bohaterów TVD. Po obejrzeniu kilku ostatnich odcinków po prostu zakochałam się w tej parze. w głowie pojawiają mi się wizje, jak mogły by się potoczyć ich losy, jakie by mogli podjąć decyzję i jakie były by tego konsekwencje. Słuchając w środku nocy jednej z piosenek Lany stwierdziłam, że muszę to spisać, dlatego zdecydowałam się podzielić z wami tymi pomysłami ;)
Akcja opowiadania zacznie się po tym jak Tyler zdołał zerwać więź wszystkich hybryd będących pod władzą Klausa. Jednak niektóre wątki będą różnić się od tych w serialu.  Przede wszystkim Kol i Elijah są zasztyletowaniu przez Klausa, będzie miało to dość duże znaczenie w dalszej części opowiadania. Resztę będziecie odkrywać na bieżąco, czytając kolejne rozdziały ;)
Mam nadzieję, że tym razem wytrwam do końca i zdołam napisać całe opowiadanie, wraz z zakończeniem, które już po części jest stworzone w mojej głowie ;)
Mam też nadzieję, że spodobają wam się moje wypociny. To chyba było by wszystko na teraz niedługo pojawi się prolog oraz 1 rozdział ;)